sobota, 5 grudnia 2015
Wrota w Białej Górze
Po raz pierwszy przepływałem przez wrota przeciwpowodziowe w Białej Górze w 1986 roku na barce holowanej. Wydawały mi się wtedy takie wielkie, że aż niewspółmierne do ewentualnego zagrożenia. Zbudowane na wyrost.
Rozgałęzienie Wisły. Magiczne miejsce
Najkrótsza droga wodna, którą statki
śródlądowe mogą się przedostawać z Wisły do portu w Elblągu wiedzie przez śluzę
Gdańska Głowa, rzekę Szkarpawę i Zalew Wiślany. Jednak w 1988 roku przez całą
wiosnę i lato śluza Gdańska Głowa była remontowana, dlatego statek, na którym
pływałem – pchacz „Koziorożec” musiał pchać barki ze żwirem wydobywanym z dna
Wisły do Elbląga inną drogą. Jest ona trochę dłuższa ale znacznie uciążliwsza,
zwłaszcza dla zestawu składającego się z pchacza i dwóch barek pchanych.
Znajdują się na niej cztery śluzy, a nasz zestaw był znacznie dłuższy od śluzy
i każdą z nich musieliśmy brać na dwa razy rozpinając i spinając barki. Cała
trasa była jednak atrakcyjna wiodła przez płaskie Żuławy Wiślane z biegiem
rzeki Nogat, przepływając obok zamku w Malborku. Czasami tak się zdarzało, że
mieliśmy dopłynąć do portu w Elblągu w piątek wieczorem, więc z góry było
wiadomo, że nie będzie wyładunku do poniedziałku. Wtedy zazwyczaj jeden z nas
opuszczał statek przed Elblągiem wdrapując się po drabinie, na któryś z mostów
i łapiąc auto - stop, a statek płynął dalej.
Cała nasza trasa rozpoczynała się w miejscu
gdzie Nogat ma swój początek, czyli w Białej Górze, która znajduje się na
prawym brzegu Wisły w połowie drogi między Gniewem i Tczewem. Przy Białej Górze
na Wiśle stała pogłębiarka, która wydobywała żwir z dna rzeki i ładowała go na
nasze barki. W Białej Górze jest śluza i jaz, od którego zaczyna się Nogat, a
także wielkie wrota w wale przeciwpowodziowym, które chronią Żuławy przed
wysoką wodą na Wiśle.
Gdy stoi się na moście nad tymi wrotami to
po jednej stronie rozciąga się widok na Wisłę, a po drugiej na Nogat i Żuławy.
Biała Góra często była miejscem naszego
postoju, a pewnego letniego wieczoru doszło do niecodziennego wydarzenia.
Piszę, że było to na postoju, chciałbym
jednak wyjaśnić, że nie mam na myśli definicji miejsca, tylko raczej termin.
Był wieczór po skończonej pracy, nie było tam jednak żadnego miejsca
postojowego z prawdziwego zdarzenia, miejsce w którym staliśmy nie było do tego
przystosowane, ani nawet oświetlone. Przed śluzą w Białej Górze, stając na
postój nocny wpychaliśmy dziób statku w trawiasty brzeg i wiązaliśmy go do
krzaków. Z pokładu przerzucaliśmy na ląd drewniany trap, żeby łatwiej było z
niego schodzić, a szczególnie wchodzić na statek, pokład znajdował się około 1m
nad brzegiem, elektryczność mieliśmy dzięki agregatowi, który hałasował bez
przerwy. Podobnie było w każdym innym miejscu przy naszej trasie z wyjątkiem
portów w Malborku i Elblągu.
*
Jednego wieczoru śluzowy przyniósł nam
wiadomość, że rybacy zauważyli na Wiśle barkę, która mocno osiadła na piasku
trochę poniżej wjazdu do Babiej Góry. Ściągnęliśmy kapitana, który był akurat w
knajpie na piwie, odwiązaliśmy statek od krzaków, wciągnęliśmy trap i
ruszyliśmy na ratunek. Jeszcze nie było całkiem ciemno, więc bez pomocy
reflektora znaleźliśmy leżącą na piasku barkę z Żeglugi Gdańskiej. Tak mocno wjechała na piach że aż jedna
burta wynurzyła się trochę z wody. Sytuacja była dla nich beznadziejna, nie
zdołaliby sami ściągnąć barki do rana, a przez ten czas woda mogłaby jeszcze
bardziej opaść unieruchamiając ich na kilka dni. Ściąganie ich zajęło nam około
czterech godzin, z początku próbowaliśmy wyszarpnąć ich za pomocą długiej liny
holowniczej, ale nie przyniosło to pożądanych rezultatów, bo barka nawet nie
drgnęła.
W związku z tym, zmieniliśmy plan działania
i przywiązaliśmy statek tyłem do barki, do jej przednich polerów po stronie
przeciwnej niż mielizna, na krótkiej linie. Powoli zwiększając moc silników
żeby niepotrzebnie nie szarpać liną kapitan ustawił statek w ten sposób, żeby strumień wody z naszych
śrub rozmywał piasek pod barką. Po dwóch godzinach takiego rozmywania, podczas
którego za naszą rufą wirowało wielkie kolisko mętnej wody wytwarzane przez nasze
śruby, barka poruszyła się i zmieniła swoje położenie względem nurtu rzeki. Od
tego momentu wszystko poszło gładko popuściliśmy liny i na długim holu
ściągnęliśmy barkę na wodę i zaciągnęliśmy ją do wjazdu do śluzy na spokojną
wodę. Przycumowaliśmy poniżej śluzy przyświecając sobie reflektorem, bo było
już całkiem ciemno.
niedziela, 8 listopada 2015
Wspomnienia bydgoskiego barkarza
Z żeglugą śródlądową zetknąłem się w latach 80-siątych XX wieku pływając na jednostkach Żeglugi Bydgoskiej. Była ona wtedy dużym przedsiębiorstwem państwowym, wydawała własną gazetkę „Wodniak Bydgoski” i zatrudniała około 1,5 tysiąca osób, z czego dużą część stanowili członkowie załóg pływających.
Pierwszym moim przydziałem okazała się barka holowana. Chociaż już wtedy jednostki tego typu były przeżytkiem, dzięki odbywanym na niej rejsom poznałem dobrze bydgoski węzeł śródlądowy i Górną Noteć Skanalizowaną — drogę wodną z Bydgoszczy do Łabiszyna, Barcina i Pakości. Obecnie tą drogą pływają tylko łodzie i jachty, bo barek holowanych już nie ma, a dla innych jednostek jest ona za wąska i za płytka. Później przydzielano mnie na pchacze i barki motorowe. Pływając na nich, poznałem Wisłę od Włocławka do Gdańska i Elbląga, drogę wodną Wisła—Odra i Odrę od Kostrzyna do Szczecina. Miałem również okazję obejrzeć wiele dróg śródlądowych za naszą zachodnią granicą. Najważniejsze z nich to oczywiście Mittellandkanal, Łaba i Ren, ale oprócz nich jest również wiele innych.