Po raz pierwszy przepływałem przez wrota przeciwpowodziowe
w Białej Górze w 1986 roku na barce holowanej. Wydawały mi się wtedy takie
wielkie, że aż niewspółmierne do ewentualnego zagrożenia. Zbudowane na wyrost.
Okazuje się jednak, że ich wielkość i solidność są jak
najbardziej adekwatne do zagrażającego żywiołu i aż strach pomyśleć co stanie
się z Żuławami, gdy kiedyś nie wytrzymają naporu wody.
zdjęcie ze strony
http://www.gdansk.rzgw.gov.pl/index.php?mod=content&path=2,12,401,1044,351
Chociaż pływałem już po
Wiśle w czasie praktyki, to jednak słabo to pamiętałem. Od tamtych wydarzeń
dzieliło mnie sporo czasu i pobyt w wojsku. Podobnie więc jak inny młody
marynarz z sąsiedniej barki, który nigdy na Wiśle nie był, z uwagą słuchałem
opowiadań starych szyprów. Oni również ulegli nastrojowi, który wytwarzało
pływanie po wielkiej rzece. Oderwani od codzienności i Małpiego Kanału, co
nieczęsto im się przecież zdarzało, stali się innymi ludźmi. Chociaż zazwyczaj
byli małomówni i opryskliwi, teraz zrobili się skłonni do rozmowy i wspomnień.
Będąc w świątecznym nastroju, chętnie opowiadali o swoich dawnych
przygodach z Wisłą. Z zafascynowaniem
słuchałem jak opowiadali o przewozach cukru i ziarna kakaowego z Gdańska do
Bydgoszczy, albo o rejsie z ziemniakami do Kaliningradu w 1972 roku przez
Wisłę, Szkarpawę i Zalew Wiślany.
Przed dopłynięciem do Białej
Góry, poznałem nieznane mi dotychczas niebezpieczne miejsce. Około 30 km
poniżej Grudziądza sterczą z koryta rzeki groźne, betonowe filary nigdy nie
zbudowanego do końca mostu w Opaleniu. Podczas moich wcześniejszych
rejsów po Wiśle, nie zwróciłem na nie uwagi. Kapitanowie statków z własnym
napędem nie wspominali o nich, ponieważ dla nich nie stanowiły one żadnego
zagrożenia. Inaczej sprawa przedstawiała się z barkami holowanymi, które prąd
wody mógł zepchnąć na niebezpieczne przeszkody, zwłaszcza gdy płynęły w dół
rzeki. Na szczęście minęliśmy je w odpowiedniej odległości, ale potężne wiry,
które tworzy przy nich woda sprawiły, że byliśmy pod silnym wrażeniem grozy
tego miejsca.
Wkrótce po minięciu groźnych filarów zobaczyliśmy przerwę w
ciągnącym się wzdłuż prawego brzegu Wisły wale przeciwpowodziowym. Wał ziemny
jest zielony, bo porasta go trawa i miejscami krzaki. Ciągnie się w odległości
około 300 m od niskiego brzegu rzeki. Na odcinku ponad 50 m, zastąpiony jest
murem z czerwonej cegły, który wznosi się do tej samej wysokości co korona
wału. Do samego muru prowadzi,
odchodząca od Wisły, niezbyt szeroka odnoga, która jest już właściwie częścią
rzeki Nogat. W prawej części tego muru widać było, częściowo wystające nad
wodę, okna jazu, przez które wlewa się do Nogatu woda z Wisły. Po lewej
stronie, znajduje się wjazd dla jednostek pływających, udających się na drugą
stronę muru i wału. Wysoko nad powierzchnią wody znajduje się most drogowy.
Tworzy on jakby sklepienie nad wjazdem. Obserwowaliśmy ten wjazd z rzeki z
odległości 500 m, dojechanie do niego, było jednakże skomplikowane i trwało
około godziny.
*
Zestaw holowniczy płynący w dół rzeki i częściowo niesiony jej prądem, nie może skręcić bezpośrednio z Wisły w odnogę Nogatu. Z powodu szybkiego nurtu, zjazd z rzeki osłonięty jest długim cyplem zakończonym główką. Cypel ten zapobiega nanoszeniu przez rzekę piasku i tworzeniu się wydm w samym wjeździe. Zanim holownik ciągnący barki, zdążyłby ten cypel opłynąć, nurt rzeki zepchnąłby holowane barki, na przeciwległy do tego cypla brzeg wjazdu. Statki z własnym napędem, które nie holują barek, powyżej cypla zmniejszają obroty silników i ustawiają się w poprzek rzeki, z dziobem zwróconym w kierunku wjazdu na Nogat. Zwiększają one maksymalnie obroty silników dopiero wtedy, gdy prąd wody zniesie je tak, że dziób statku lub barki, znajduje się w pobliżu kamienistego końca cypla. Nurt Wisły znosi jednostkę cały czas w dół rzeki, podczas gdy silniki pchają ją do brzegu. W rezultacie działania tych dwóch sił jednostka pływająca wsuwa się w odnogę Nogatu, przepływając tuż obok cypla, osłonięta nim, przed nurtem rzeki. Holownik ciągnący na linie barki musi wykonywać manewr wjeżdżania w Nogat w inny sposób.
*
Nasz holownik zawrócił cały
zestaw na Wiśle, poniżej wjazdu i mozolnie zaczął ciągnąć barki pod prąd.
Pomimo że nasze barki nie były przecież pełne, bo płynęliśmy z Górnej Noteci,
gdzie mogliśmy ładować tylko na 90 cm, nasz holownik poruszał się pod prąd z
dużym trudem i bardzo powoli. Połączone bokami barki stawiały duży opór.
Podczas gdy płynęliśmy w górę rzeki,
liny łączące ze sobą barki napinały się i trzeszczały. Tylko jedna z nich była
połączona długą liną z holownikiem, a dwie pozostałe były do niej przycumowane.
Jazda w górę rzeki nie
trwała jednak długo, wkrótce bowiem znaleźliśmy się na spokojnej wodzie,
zasłonięci przed prądem rzeki przez długi cypel. Skierowaliśmy się na
odchodzącą od Wisły pod kątem 900 odnogę, wiodącą do ceglanego muru
i widniejącego w nim wjazdu. Poruszaliśmy się na prawie stojącej wodzie tego
pierwszego odcinka Nogatu, z normalną prędkością. Musieliśmy przed dopłynięciem
do muru powiązać nasze barki jedna za drugą na długich linach, żeby zmieścić
się w bramie wjazdowej. Po wpłynięciu barki do tej bramy zauważyłem otwarte,
potężne, wysokie na 5 m wrota przeciwpowodziowe schowane w ścianach wjazdu. Tuż
za tymi wrotami znajdowała się śluza, która jednak była w chwili naszego
przybycia otwarta na oścież, Płynęła przez nią woda z Wisły, której poziom
zrównał się prawie z poziomem górnego odcinka Nogatu.
Po przepłynięciu przez bramę w murze znaleźliśmy się po drugiej stronie wału przeciwpowodziowego na płaskiej równinie. Nogat płynie leniwie wśród niskich brzegów, zarośniętych przeważnie trzcinami i krzakami. Miejscami jest tak szeroko rozlany, że trudno wypatrzyć nurt. Postawiono w tych miejscach pływające boje, oznaczające skraj szlaku, poza który lepiej statkiem nie wypływać. Można bowiem łatwo władować się w błoto, zwłaszcza na zakrętach. Nogat przypominał nam trochę Małpi Kanał (Górna Noteć). Woda płynie w nim nawet wolniej, chociaż jest znacznie głębsza i szersza. W zestawieniu z Notecią, Nogat przypomina szeroką autostradę przy polnej dróżce. Podobieństwo tych dróg wodnych polega głównie na podobnym ukształtowaniu nizinnych, bagnistych brzegów.
Trochę
więcej niż godzinę płynięcia wśród takich niskich, zarośniętych i nie
zamieszkanych brzegów zajęła nam droga do kolejnej śluzy Szonowa. Przeszliśmy
ją w dwóch śluzowaniach. Jej wymiary nie różnią się od wymiarów śluz na Kanale
Bydgoskim. Szonowo jest jedyną śluzą na trasie między Białą Górą a Malborkiem.
Po dalszej godzinie płynięcia z nurtem Nogatu, wyłonił się przed nami,
wyrastający jakby prosto z wody zamek krzyżacki w Malborku. Widziałem wtedy ten
zamek dopiero drugi raz w życiu, przedtem zwiedzałem go z wycieczką szkolną w
podstawówce. Nigdy jednak nie oglądałem go z barki, chociaż widziany z kładki
dla pieszych, łączącej w tym miejscu brzegi Nogatu, również robi duże wrażenie.
Po okrążeniu zamku, który znajdował się
po naszej prawej stronie i przepłynięciu pod kładką, skręciliśmy w prawo
i wpłynęliśmy do portu. Przycumowaliśmy przy betonowym nabrzeżu, na którym stał
dźwig samobieżny na gąsienicach.