Stopień
szypra funkcjonował w żegludze śródlądowej, chociaż w latach
80-dziesiątych ubiegłego wieku był już raczej sztucznym reliktem niż stopniem
wynikającym z rzeczywistej potrzeby. Patent szypra plasował się pomiędzy
sternikiem, a porucznikiem z tym że nie stanowił kolejnego szczebla kariery. W
normalnym trybie po uzyskaniu patentu sternika i odbyciu stażu na jednostce z
własnym napędem – barce motorowej lub pchaczu – można było składać egzamin na
porucznika. Patent szypra był jakby
boczną odnogą, można było na niego zdawać po uzyskaniu patentu sternika i
odbyciu stażu na barce bez napędu. W drodze do uzyskania patentu porucznika
szyper nie miał większych uprawnień nią sternik. Posiadacz patentu porucznika
mógł dowodzić statkiem z własnym napędem o mocy do 220 KM. Patent porucznika
umożliwiał zdobywanie kolejnych szczebli kariery, szczytem kariery szypra było
dowodzenie barką bez własnego napędu. Takich barek było jednak coraz mniej,
ostatnie z nich pływały głównie po Kanale Górnonoteckim zwanym też Małpim
Kanałem.
Prawie wszyscy
szyprowie, cały swój wolny czas spędzali na swoich barkach. Barki holowane
zostały ze wszystkich szlaków wyparte przez pchacze i barki motorowe. Pozostał
im tylko „Kanał Górnonotecki” , czuli
się tu jak w domu. Wszyscy oni byli swego rodzaju outsiderami, nie akceptowali
innego życia niż to, które wiedli, przeważnie nie mieli też innego miejsca
zamieszkania, niż barka. Żadne jednostki pływające, szersze niż ich barki, nie
mogły tu wpłynąć ze względu na małe rozmiary śluz. Z niechęcią obserwowali,
odbywające się wtedy, pierwsze próby przewozów na Małpim Kanale kamienia przy
zastosowaniu małego pchacza „Daniela”. Chcieli czuć się potrzebni, ważni i
niezastąpieni dla Żeglugi. Rachunek zysków i kosztów i ekonomika, nie miały z
tym nic wspólnego. Prawda była taka, że Żegluga musiała dopłacać do tych
przewozów, ponieważ zyski z przewozów kamienia nie mogły pokrywać kosztów
zużycia paliwa i zatrudnienia załóg. Wszystko działo się oczywiście w innych
realiach polityczno - gospodarczych, rozliczenia były bezgotówkowe. Zarówno
barki, którymi wożono kamień jak i budowy, na których kamienia używano były
państwowe. Myślę jednak, że nawet w tamtych czasach koszty zatrudnienia załóg
naszych trzech zestawów, to jest 12 barek i 3 holowniki – razem 33 ludzi
(załogi holowników były 3- osobowe), były znaczne.
Przypuszczam, że przynajmniej częściowo
pozwolenie na funkcjonowanie takich przeżytków, jak barki holowane wynikało z
sentymentu. Żegluga nie chciała brutalnie pozbywać się starych szyprów, którzy
poświęcili jej całe swoje życie, zwłaszcza, że na początku jej rozwoju, właśnie
z nich tworzono zalążek załóg pływających. To im właśnie Żegluga zawdzięcza
swoją tradycję. Niektórzy szyprowie wywodzili się z rodzin byłych właścicieli
barek i przekazywali całą swoją, gromadzoną latami wiedzę nowym pracownikom Żeglugi.
Dlatego też, Żegluga się ich nie pozbywała zwłaszcza, że wszystkie koszty
związane z ich zatrudnieniem i tak pokrywało państwo. Przy okazji barki
holowane, nadal pełniły funkcję szkoleniową, dla wodniaków stawiających w
Żegludze swoje pierwsze kroki. Pomimo, że technika poszła do przodu od starych
szyprów ciągle jeszcze można się było uczyć radzenia sobie na wodzie.
Co by nie mówić szyprowie byli elementem
kolorytu Kanału Górnej Noteci, oni nie mogli istnieć bez niego, a Kanał dzisiaj
bez nich jest zupełnie inny. W miejscowościach takich jak Łabiszyn, czy Barcin,
nie ma już żadnych śladów, że funkcjonowała tam kiedyś żegluga śródlądowa. Ich
mieszkańcy nie widują już żadnych barek. Tamtejsze knajpy nie przeżywają
regularnych najazdów załóg kolejnych zestawów holowanych, wożących kamień. Sam
kanał stracił swoje znaczenie, gdy transport samochodowy, jako szybszy i
wygodniejszy wyparł Żeglugę z terenów nadnoteckich. Zanim rozwinął się
transport samochodowy barki wywoziły z tych terenów dużo ładunków. Były to
między innymi: wapno, nawozy, zboże, cukier, ziemniaki i inne produkty
rolnictwa. W roku 1985 pozostał barkom do wożenia tylko kamień wapienny, przy
którego załadunku, musiały one czekać na swoją kolejkę, aż zostaną załadowane
olbrzymie wywrotki.