Co robiliście po lekcjach w czasach
szkolnych? W latach 80-siątych minionego wieku nie było lekko. Była niby
koedukacja ale obyczaje były dość surowe, zwłaszcza w sprawach damsko męskich.
Zazwyczaj chłopacy i dziewczyny włóczyli się po mieście osobno. Restauracje i
kawiarnie były bardzo drogie, więc dużą popularność miały imprezy domowe,
najlepiej jak ktoś miał wolną chatę. Dużo czasu spędzaliśmy w kinach, w których
nie było wtedy czuć popcornu i plastiku. Kino pachniało w sposób oryginalny,
nie dający się pomylić z niczym innym. Zapach był nieodłączną częścią kinowej
atmosfery, która miała duży wpływ na odbiór filmu. No i te późniejsze dyskusje
i rozmowy o filmach ....
Jeżeli rozmawialiśmy o filmach na pewno
robiliśmy to z pasją, w miarę nowe filmy, które nas interesowały, można było
obejrzeć tylko w kinie. Dwa programy naszej TV publicznej emitowały filmy
raczej starsze, które były przebojami kinowymi 10 lat wcześniej. W związku z
tym, że magnetowidów, kaset ani odtwarzaczy, jeszcze nie było, jedynym sposobem
na obejrzenie filmów powtórnie, było pójście do kina drugi raz. Nie stanowiło
to żadnego problemu, bo ze względu na małą ilość zakupywanych filmów, każdy z
nich był wyświetlany w jednym kinie bardzo długo, a później był wyświetlany w
kolejnym. W ten sposób jeden film krążył po bydgoskich kinach niekiedy nawet
cały rok. Na takich filmach, jak „Wejście smoka”, czy „Gwiezdne wojny”, byłem
kilkakrotnie, a niektórzy z moich kolegów nawet po kilkanaście razy.
Byliśmy w takim wieku gdy
szczególnie interesowały nas tzw. „momenty”, czyli sceny erotyczne. Film z
„momentami” był szeroko dyskutowany jeden mówił o nim drugiemu i nie wypadało
na takim filmie nie być. Jedyną barierą powstrzymującą nas przed spędzeniem w
kinie wszystkich wieczorów, były ceny biletów. Czasami żeby ominąć ten problem,
wchodziliśmy do kina całą grupą na jeden bilet. Składaliśmy się na niego
wspólnie i jeden z nas, wchodził do kina „legalnie” wejściem. Po zgaszeniu
świateł i rozpoczęciu projekcji, otwierał ustalone wcześniej wyjście, przez
które wchodziła reszta grupy. Nie zawsze taki numer nam się udawał, bo zdarzało
się, zwłaszcza gdy w kinie było mało wolnych miejsc, że po wyświetleniu kroniki
filmowej, zjawiał się spóźniony użytkownik, któregoś z zajętych przez nas
foteli. Światła były już wtedy wygaszone, więc przeważnie zjawiał się w
towarzystwie biletera, który posługując się latarką odnajdywał wykupione przez
niego miejsce. Żądano wtedy od nas pokazania biletu, którego przecież nie
mogliśmy pokazać, bo go nie mieliśmy.
Zawsze więc, takim akcjom towarzyszyły
emocje, ryzyko i czasami wstyd, ale wpadki tylko na krótko nas zniechęcały i
powtarzaliśmy ten sam numer w innym kinie. Raz zdarzyło mi się wpaść w ten
sposób w Pomorzaninie i po wyprowadzeniu z sali kinowej byłem obsługa kina
spisała moje dane. Długo byłem straszony, że jeżeli złapią mnie
powtórnie, wezwą milicję. Bałem się więc drugiej wpadki w tym samym kinie.