niedziela, 21 marca 2021

Tamy nie muszą być złem

Szkoda, że w naszym kraju gospodarkę wodną traktuje się mało poważnie. Zapewne wkrótce to się zmieni i zacznie się rozpaczliwa walka ze stepowieniem i wysychaniem, bo klimat się zmienia, bo wyschnięte lasy spalają się szybko, bo woda zamiast utrzymywać wilgotność gleby bezproduktywnie ucieka do morza. Łatwiejsze od walki z katastrofą jest nie dopuszczenie do niej i działania profilaktyczne. Wymaga to jednak nakładów - przede wszystkim na uczenie ludzi jak racjonalnie zagospodarowywać płynącą w rzekach wodę - i czasu. Nic nie działa w ten sposób, że w obliczu klęski suszy i braku wody w kranach nagle znajdą się ludzie z odpowiednią inwencją, którzy będą od razu wiedzieli co zrobić, żeby taką katastrofę zażegnać. Trzeba takich ludzi wychować i wykształcić, dlatego mam wrażenie, że Polacy ten czas marnotrawią.

Wrażenie takie powstało już w czasach gdy pływałem barką przez Niemcy i zobaczyłem co zrobili oni ze swoją rzeką Hawelą. Pomimo, że nie jest ona jakąś szczególnie wielką rzeką i nie Przepływa przez nią wiele wody nie pozwolono, żeby nawet ta mała ilość się marnowała. Dzięki systemowi stopni wodnych Niemcy skanalizowali ją w ten sposób, że płynąca w niej woda utworzyła  i napełniła wiele jezior w okolicach Berlina, Poczdamu i Brandenburga. Stworzyli w ten ogromne akweny, z których korzystają wodniacy, żeglarze i rybacy. Tymczasem w naszym kraju są ludzie, którzy nie do końca rozumiejąc o co chodzi nawołują do uwalniania rzek i rozbierania zapór, co moim zdaniem wynika z marnotrawienia przez nasze państwo czasu i zwlekaniu z właściwą edukacją.


 

Po 4 godzinach płynięcia Kanałem Haweli na zachód i południe, wypłynęliśmy na rzekę Hawelę. Płynie ona szeroko, jakby wzdłuż szeregu jezior i jeziorek. Po dalszych dwóch godzinach płynięcia Hawelą w dół, stanęliśmy na nocleg przy śluzie w Brandenburgu.

 




 Podczas późniejszych rejsów poznałem trochę nadbrzeżne tereny Brandenburga i kilka lokali, w których nauczyłem się pić po niemiecku, kieliszek wódki plus piwo. Jednego razu przywieźliśmy nawet towar – drut stalowy nazywany walcówką - do portu w Brandenburgu więc staliśmy w tym mieście kilka dni. Będąc tu po raz pierwszy, nawet nie wyszedłem na brzeg podobnie jak reszta załogi. Rankiem następnego dnia ruszyliśmy dalej z prądem Haweli, przez olbrzymie jeziora brandenburskie. Długo jeszcze po wypłynięciu z Brandenburga spoglądając do tyłu widziałem olbrzymie zakłady przemysłowe wyrastające jakby z samego jeziora.

 Po przepłynięciu jezior brandenburskich Hawela wypływa z nich kierując się na północ. My jednakże zostawiliśmy jej nurt jeszcze na jeziorze i popłynęliśmy szlakiem wyznaczonym przez boje na zachód. 



 

Opuściliśmy jezioro w zupełnie innym miejscu niż Hawela. Śluzując w górę przez śluzę Wusterwitz, znaleźliśmy się na Kanale Hawela - Łaba. Płynęliśmy tym kanałem w kierunku zachodnim i południowym. Po dwóch godzinach minęliśmy miasteczko Gentin. Była fabryka chemikaliów i ulubione miejsce postoju polskich barek. Podczas późniejszych rejsów często się tam zatrzymywaliśmy. Cumowanie było trochę kłopotliwe, bo trzeba było ustawić barkę przy dalbach około 3 m od brzegu i przerzucić nad wodą trap, żeby wyjść na ląd. Blisko za to były położone liczne sklepy i punkt napełniania gazem butli ,gazu używaliśmy do kuchenek i do lodówek.

 

 

Fragment mojej książki: http://www.mybook.pl/6/0/bid/276






Brak komentarzy: