Prawie do końca lat 80-siątych ubiegłego wieku
pływały po Brdzie 3 zaprzęgi barek holowanych przez 3 holowniki „Certę”|, „Czarnika”
i „Tuńczyka”. Wszystkie woziły kamień wapienny z kamieniołomu w Wojdalu nad Notecią,
niedaleko od miejscowości Złotniki Kujawskie do portu w Bydgoszczy. Każdy z
tych zaprzęgów pokonywał tą trasę przeważnie 3 razy w miesiącu, to znaczy, że
płynął przez całe miasto 6 razy 3 razy pusto i 3 razy z ładunkiem. Znaczy to,
że przy 3 zaprzęgach 18 razy w miesiącu przepływały przez Bydgoszcz barki.
Wyruszyliśmy z bydgoskiego portu; puste
barki połączyliśmy w ten sposób, że każda z nich była połączona z kolejną
dwiema krótkimi, krzyżującymi się linami, tak że jedna była oddalona od drugiej
o dwa metry. Lina łącząca pierwszą barkę z holującym statkiem była dłuższa,
miała około 50 metrów.
Dowiedziałem się, że puste barki zawsze się tak właśnie sprzęga, a statek musi
płynąć w pewnej odległości, żeby wyrzucana przez śrubę woda nie odpychała
barki, naprężając niepotrzebnie hol. W ten sposób sprzężony zestaw, holownik
miał zaciągnąć aż do miejsca załadunku, miało to jednak nastąpić dopiero po
kilku dniach. Ruszając z portu w Bydgoszczy przepływaliśmy przez całe miasto,
pod mostem na ulicy Szerokiej (obecnie Wyszyńskiego), pod kładką koło dworca
PKS, pod ulicą Bernardyńską, Mostową i pod mostem na ulicy Armii Czerwonej (obecnie
Marszałka Focha) do śluzy Miejskiej przy ulicy Marcinkowskiego, która znajduje
się na rzece Brdzie. Śluzę tę miałem okazję śluzować po raz pierwszy i trochę
mnie zaskoczyło, że zamiast wrót górnych jest ona wyposażona w klapę na
zawiasach, która kładzie się na dnie, a nad nią przepływają barki. Śluzę
Miejską przechodziliśmy w dwóch ratach, najpierw dwie barki wepchnięte do śluzy
jedna obok drugiej, a później pozostałe dwie z holownikiem; dwie pierwsze barki
trzeba było wypychać ze śluzy ręcznie. Po prześluzowaniu musieliśmy ponownie
powiązać barki jedna za drugą.
Potem płynęliśmy pod mostem Królowej Jadwigi
oraz mostami kolejowymi – najatrakcyjniejszymi z mostów bydgoskich, wysokimi i
wykonanymi z czerwonej cegły. Potem skręciliśmy z Brdy w lewo, do pierwszej
śluzy na Kanale Bydgoskim – Okola. Śluza Okole różniła się mocno od wszystkich
śluz, które do tej pory widziałem, przede wszystkim swoim ogromem i zbiornikami
oszczędnościowymi, duże wrażenie zrobiły na mnie wysokie wrota wsporne
zamykające śluzę od dołu.
Różnica między poziomem wody powyżej i poniżej śluzy wynosi około 7 metrów. Po wpłynięciu do
śluzy ze wszystkich stron
otaczały nas mokre, wyłożone cegłą ściany, a wysoko nad nami widać było kawałek
nieba. Wrażenie było niesamowite, natomiast widok przywodził na myśl wnętrze
studni.
Holownik śluzował z pierwszymi barkami,
ponieważ następna śluza, Czyżkówko, znajduje się w odległości jednego kilometra
od Okola. I podczas gdy dwie ostatnie barki miały śluzować Okole, holownik miał
zaciągnąć nas do Czyżkówka. Gdy śluza zaczęła napełniać się wodą, a ja musiałem
pilnować pozycji barki w miarę wznoszenia
się poziomu wody, wiążąc ją
do haków w ścianie śluzy i przekładając linę z niższego haka na wyższy. Na
samej górze przednia, ceglana ściana śluzy, którą miałem cały czas przed
dziobem barki, zakończyła się ceglanym progiem, na którym osadzona jest klapa,
zamykająca śluzę od góry. Po całkowitym napełnieniu śluzy wodą, klapa położyła
się i wypływając ze śluzy przepłynęliśmy nad nią, podobnie jak w śluzie Miejskiej.