wtorek, 21 kwietnia 2020

Kanał Bydgoski - część zachodnia

Zachodnia część Kanału Bydgoskiego, która łączy go z Notecią różni się od wschodniej, która dochodzi do Brdy nie tylko ilością śluz. Od strony Brdy są 4 śluzy, a od strony Noteci tylko 2. Najwyżej położony odcinek Kanału napełniany jest w sposób ciągły wodą Noteci, która wpływa do niego 24 godziny na dobę. Gdyby ten odcinek kończył się na zachodzie podobnie jak na wschodzie zwykłą śluzą, woda musiałaby cały czas się przez te śluzy przelewać. Przy zachodniej śluzie zamykającej ten odcinek został więc zbudowany specjalny jaz, którym nadmiar wody mógł z niego bezpiecznie wypływać z Kanału.

'


Dzięki rejsom do Ujścia poznałem wreszcie resztę Kanału Bydgoskiego. Dotychczas widziałem tylko część, 4 śluzy wznoszące jednostki pływające z poziomu rzeki Brdy, do znajdującego się 22 metry wyżej, najdłuższego odcinka Kanału. Po przepłynięciu 17 kilometrów dotarliśmy do kolejnej śluzy Kanału Bydgoskiego. Śluzę tą, o nazwie Józefinki, podobnie jak inne, nasz zestaw prześluzował w dwóch ratach, opuszczając się tym razem w dół w kierunku Noteci i Warty. Śluza ta zatrzymuje wodę w najwyższym stanowisku Kanału i opuszcza statki, płynące w kierunku Odry, na niższy poziom. Podobne funkcje pełni, oddalona od niej 17 kilometrów, śluza Osowa Góra. Również zatrzymuje wodę w najwyższym odcinku Kanału po drugiej jego stronie. Opuszcza statki, płynące w kierunku Wisły. 

 



Śluza Józefinki zamiast górnych wrót posiada, uchylną klapę, tak jak inne śluzy na Kanale Bydgoskim. W przeciwieństwie jednak do nich, jest ona częścią stopnia wodnego wraz z jazem i przepławką. Przez jaz tworzący ten jedyny na Kanale stopień wodny, wypływa nadmiar wody z 17 kilometrowego, najwyższego jego odcinka. Woda, która wpływa, do tego odcinka znajdującego się między śluzą Osowa Góra a śluzą Józefinki to część wód Noteci. Budowniczowie Kanału Bydgoskiego oddzielili od starego koryta Noteci część jej wód. Trochę wód Noteci płynie starym korytem, które nie jest skanalizowane i nie jest żeglowne.  Wydzielona część tych wód, tworzy obecnie Górną Noteć Skanalizowaną, zasila najwyższy odcinek Kanału i zapewnia na nim pożądaną głębokość. Nadmiar wody w tym odcinku przepuszczany jest właśnie przez jaz, przy śluzie Józefinki,. odpływ tworzy rzeczkę zwaną Paramelką. Omijając następną za Józefinkami śluzę Kanału - Nakło Wschód, Paramelka odprowadza ten nadmiar z powrotem do starego koryta Noteci już poza Kanałem Bydgoskim.

 


 

 

Wszystkie urządzenia śluzy Józefinki i Nakła Wschód napędzane są siłą mięśni za pomocą korb. Przy śluzowaniu naszego zestawu musieliśmy więc pomagać śluzowym. Stare koryto Noteci dochodzi do Kanału lewej strony. Tuż poniżej śluzy Nakło Wschód, ostatniej na Kanale Bydgoskim. W tym miejscu on i Stara Noteć łączą się. Kilkadziesiąt metrów za miejscem połączenia ze starą Notecią na prawym brzegu zauważyłem ujście Paramelki. Wszystkie kolejne śluzy, przez które przepływaliśmy na tym szlaku opuszczały nasz zestaw na coraz niższy poziom. Podobnie jak śluzy na Małpim Kanale, są one elementami stopni wodnych Noteci, które tworzą wspólnie z jazami i przepławkami. Woda, płynie więc przez spiętrzające ją jazy, barki przez kanały dojazdowe do śluz i śluzy, a ryby przez przepławki. Zanim  nasz zestaw ruszył w dół  Noteci, stanęliśmy na nocleg w Nakle. Nie było tam wówczas żadnego nabrzeża ale szyprowie, jak można się było spodziewać, mieli i tu swoje ulubione miejsce postoju, w którym było do czego przywiązać barki na tyle blisko brzegu, że trapy sięgały z załadowanych barek do lądu. Holownik w takich przypadkach cumował do boku jednej z barek. Takie ustawienie holownika znacznie zwężało drogę wodną i mogło utrudnić przejazd jakiejś innej jednostce. Znajdowaliśmy się na Noteci,  a nie na „naszym”  Małpim Kanale i mogło się zdarzyć,  że w nocy przypłynie jakaś obca barka. Dlatego też, załoga statku wystawiała latarnię na burcie bliższej środka rzeki.

 



 

 

 

 

Fragment mojej książki:

https://ksiegarnia.bibliotekarium.pl/pozostale/507-barkami-po-polsce-i-europie-wspomnienia-bydgoskiego-barkarza.html

 

 

 

 

 

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Pompy szyperskie


Dzisiaj na barkach i statkach w dobie pomp eżektorowych i głębinowych stare rozwiązania ulegają powoli zapomnieniu, nie zawsze jednak były dostępne pompy mechaniczne, a marynarze i barkarze zawsze musieli sobie radzić z wodą dostającą się do ładowni posługując się narzędziami ręcznymi. Jeszcze w drugiej połowie lat 80-trych ubiegłego wieku pływały w Żegludze Bydgoskiej barki bez własnego napędu, które nie były wyposażone w żadne mechaniczne urządzenia.

 

 

Gdy nadeszła nasza kolej załadunku zdjęliśmy pokrywy z ładowni, podstawiliśmy naszą barkę pod urządzenie załadowcze. Podczas załadunku barki szyper bez przerwy obchodził ją dookoła i obserwował podziałki namalowane na burtach, pilnując zanurzenia. Gdyby się zagapił i dopuścił do przeładowania, którejś ładowni zostałby przedmiotem żartów pozostałych szyprów do końca rejsu, a mój szyper był młody i bardzo ambitny. Poza tym były jeszcze inne ważne powody do dokładnej obserwacji podziałek, otóż dowiedziałem się, że gdy barka była przegłębiona na dziób nie słuchała steru, a na ile było to istotne miałem się wkrótce przekonać. Po skończonym załadunku odpłynęliśmy kawałek z biegiem rzeki, żeby być dalej od łoskotu kamieni o ściany blaszanego leja załadowczego i od białego pyłu wapiennego, wszechobecnego podczas załadunku. Zacumowaliśmy do wbitych w brzeg słupów na długich linach, bo zanurzenie barki nie pozwalało już dobić do samego brzegu. Oczekując aż załadują kolejne barki, przygotowywaliśmy się do dalszej drogi. Zakryliśmy ładownie, nie dlatego że kamień wapienny był szczególnie czuły na warunki atmosferyczne, ale żeby w przypadku opadów deszczu nie zrobiło nam się w ładowni błoto. Następnie opłukałem naszą barkę z pyłu, który był dosłownie wszędzie. Płukałem ją wodą z rzeki nabieraną wiadrem na sznurku, musiałem takich wiader nabrać kilkadziesiąt.


*


Na barce tego typu, wiadro było jedynym urządzeniem do płukania pokładu. Nie mieliśmy żadnych pomp mechanicznych lub elektrycznych. Były tylko ręczne tak zwane pompy szyperskie. Służyły one jednak nie do płukania tylko do wyciągania wody z ładowni, w przypadku przebicia poszycia. W chodnikach przebiegających wzdłuż obydwóch burt barki po których można było przechodzić z dziobu na rufę, umieszczono studzienki rewizyjne. Po zdjęciu pokrywy ze studzienki, można było zobaczyć dno barki w ładowni, świecąc latarką. Studzienka składała się z grubej rury, przechodzącej przez całą wysokość ładowni i drewnianą podłogę, kończącej się tuż nad dnem. W zobaczeniu dna nie przeszkadzał więc ładunek leżący na podłodze. Cała ładownia mogła być wypełniona na przykład zbożem, a nie przeszkadzało to w dostaniu się do dna barki przez studzienkę rewizyjną. W taką właśnie studzienkę wsadziliśmy pompę szyperską, gdy stwierdziliśmy że w ładowni jest woda. Pompa skonstruowana była z długiej rury o średnicy około 15 cm, z chodzącym wewnątrz niej tłokiem. Tłok uszczelniony był skórą i posiadał otwory, które przepuszczały wodę przy ruchu tłoka w dół, a zalepiały się płatkami skóry  przy ruchu w górę. Tłok poruszany był za pomocą zamocowanej nad szczytem rury dźwigni. Od tej długiej rury odchodziła krótsza, poprzeczna. Po wstawieniu pompy do studzienki i postawieniu pompy na dnie ładowni, poprzeczne odgałęzienie kierowaliśmy za burtę. Wystarczyło później wlać z góry wiaderko wody i poruszając szybko dźwignią, można było wyciągać z ładowni wodę. Kilkakrotnie musiałem taką pompę obsługiwać gdy nasza barka miała uszkodzone poszycie. Przebicie dna przeważnie było umiejscowione na oble i następowało zazwyczaj, przy otarciu się barki o najeżony kamieniami brzeg. Wożąc kamień po Małpim Kanale, który już wtedy był bardzo płytki mieliśmy tak mało ładunku, że zawsze udawało nam się, podnosząc deski odsłonić dno i dosięgnąć do uszkodzonego miejsca. Mój szyper zatykał wtedy bluzgającą wodą  dziurę plastrem słoniny, który przyciskał do dna za pomocą specjalnej klamry, zakładanej na wręgi i drewnianych klinów.