sobota, 5 grudnia 2015

Wrota w Białej Górze


Po raz pierwszy przepływałem przez wrota przeciwpowodziowe w Białej Górze w 1986 roku na barce holowanej. Wydawały mi się wtedy takie wielkie, że aż niewspółmierne do ewentualnego zagrożenia. Zbudowane na wyrost.
 


Okazuje się jednak, że ich wielkość i solidność są jak najbardziej adekwatne do zagrażającego żywiołu i aż strach pomyśleć co stanie się z Żuławami, gdy kiedyś nie wytrzymają naporu wody.


zdjęcie ze strony
 http://www.gdansk.rzgw.gov.pl/index.php?mod=content&path=2,12,401,1044,351


Chociaż pływałem już po Wiśle w czasie praktyki, to jednak słabo to pamiętałem. Od tamtych wydarzeń dzieliło mnie sporo czasu i pobyt w wojsku. Podobnie więc jak inny młody marynarz z sąsiedniej barki, który nigdy na Wiśle nie był, z uwagą słuchałem opowiadań starych szyprów. Oni również ulegli nastrojowi, który wytwarzało pływanie po wielkiej rzece. Oderwani od codzienności i Małpiego Kanału, co nieczęsto im się przecież zdarzało, stali się innymi ludźmi. Chociaż zazwyczaj byli małomówni i opryskliwi, teraz zrobili się skłonni do rozmowy i wspomnień. Będąc w świątecznym nastroju, chętnie opowiadali o swoich dawnych przygodach  z Wisłą. Z zafascynowaniem słuchałem jak opowiadali o przewozach cukru i ziarna kakaowego z Gdańska do Bydgoszczy, albo o rejsie z ziemniakami do Kaliningradu w 1972 roku przez Wisłę, Szkarpawę i Zalew Wiślany.
Przed dopłynięciem do Białej Góry, poznałem nieznane mi dotychczas niebezpieczne miejsce. Około 30 km poniżej Grudziądza sterczą z koryta rzeki groźne, betonowe filary nigdy nie zbudowanego do końca  mostu  w Opaleniu. Podczas moich wcześniejszych rejsów po Wiśle, nie zwróciłem na nie uwagi. Kapitanowie statków z własnym napędem nie wspominali o nich, ponieważ dla nich nie stanowiły one żadnego zagrożenia. Inaczej sprawa przedstawiała się z barkami holowanymi, które prąd wody mógł zepchnąć na niebezpieczne przeszkody, zwłaszcza gdy płynęły w dół rzeki. Na szczęście minęliśmy je w odpowiedniej odległości, ale potężne wiry, które tworzy przy nich woda sprawiły, że byliśmy pod silnym wrażeniem grozy tego miejsca.
 Wkrótce po minięciu groźnych filarów zobaczyliśmy przerwę w ciągnącym się wzdłuż prawego brzegu Wisły wale przeciwpowodziowym. Wał ziemny jest zielony, bo porasta go trawa i miejscami krzaki. Ciągnie się w odległości około 300 m od niskiego brzegu rzeki. Na odcinku ponad 50 m, zastąpiony jest murem z czerwonej cegły, który wznosi się do tej samej wysokości co korona wału.  Do samego muru prowadzi, odchodząca od Wisły, niezbyt szeroka odnoga, która jest już właściwie częścią rzeki Nogat. W prawej części tego muru widać było, częściowo wystające nad wodę, okna jazu, przez które wlewa się do Nogatu woda z Wisły. Po lewej stronie, znajduje się wjazd dla jednostek pływających, udających się na drugą stronę muru i wału. Wysoko nad powierzchnią wody znajduje się most drogowy. Tworzy on jakby sklepienie nad wjazdem. Obserwowaliśmy ten wjazd z rzeki z odległości 500 m, dojechanie do niego, było jednakże skomplikowane i trwało około godziny. 
* 

Zestaw holowniczy płynący w dół rzeki i częściowo niesiony jej prądem, nie może skręcić bezpośrednio z Wisły w odnogę Nogatu. Z powodu szybkiego nurtu, zjazd z rzeki osłonięty jest długim cyplem zakończonym główką. Cypel ten zapobiega nanoszeniu przez rzekę piasku i tworzeniu się wydm w samym wjeździe. Zanim holownik ciągnący barki, zdążyłby ten cypel opłynąć, nurt rzeki zepchnąłby holowane barki, na przeciwległy do tego cypla brzeg wjazdu. Statki z własnym napędem, które nie holują barek, powyżej cypla zmniejszają obroty silników i ustawiają się w poprzek rzeki, z dziobem zwróconym w kierunku wjazdu na Nogat. Zwiększają one maksymalnie obroty silników dopiero wtedy, gdy prąd wody zniesie je tak, że dziób statku lub barki, znajduje się w pobliżu kamienistego końca cypla. Nurt Wisły znosi jednostkę cały czas w dół rzeki, podczas gdy silniki pchają ją do brzegu. W rezultacie działania tych dwóch sił jednostka pływająca wsuwa się w odnogę Nogatu, przepływając tuż obok cypla, osłonięta nim, przed nurtem rzeki. Holownik ciągnący na linie barki musi wykonywać manewr wjeżdżania w Nogat w inny sposób. 

* 
Nasz holownik zawrócił cały zestaw na Wiśle, poniżej wjazdu i mozolnie zaczął ciągnąć barki pod prąd. Pomimo że nasze barki nie były przecież pełne, bo płynęliśmy z Górnej Noteci, gdzie mogliśmy ładować tylko na 90 cm, nasz holownik poruszał się pod prąd z dużym trudem i bardzo powoli. Połączone bokami barki stawiały duży opór. Podczas gdy płynęliśmy w górę  rzeki, liny łączące ze sobą barki napinały się i trzeszczały. Tylko jedna z nich była połączona długą liną z holownikiem, a dwie pozostałe były do niej przycumowane.
Jazda w górę rzeki nie trwała jednak długo, wkrótce bowiem znaleźliśmy się na spokojnej wodzie, zasłonięci przed prądem rzeki przez długi cypel. Skierowaliśmy się na odchodzącą od Wisły pod kątem 900 odnogę, wiodącą do ceglanego muru i widniejącego w nim wjazdu. Poruszaliśmy się na prawie stojącej wodzie tego pierwszego odcinka Nogatu, z normalną prędkością. Musieliśmy przed dopłynięciem do muru powiązać nasze barki jedna za drugą na długich linach, żeby zmieścić się w bramie wjazdowej. Po wpłynięciu barki do tej bramy zauważyłem otwarte, potężne, wysokie na 5 m wrota przeciwpowodziowe schowane w ścianach wjazdu. Tuż za tymi wrotami znajdowała się śluza, która jednak była w chwili naszego przybycia otwarta na oścież, Płynęła przez nią woda z Wisły, której poziom zrównał się prawie z poziomem górnego odcinka Nogatu.


Po przepłynięciu przez bramę w murze znaleźliśmy się po drugiej stronie wału przeciwpowodziowego na płaskiej równinie. Nogat płynie leniwie wśród niskich brzegów, zarośniętych przeważnie trzcinami i krzakami. Miejscami jest tak szeroko rozlany, że trudno  wypatrzyć nurt. Postawiono w tych miejscach pływające boje, oznaczające skraj szlaku, poza który lepiej statkiem nie wypływać. Można bowiem łatwo władować się w błoto, zwłaszcza na zakrętach. Nogat przypominał nam trochę Małpi Kanał (Górna Noteć). Woda płynie w nim nawet wolniej, chociaż jest znacznie głębsza i szersza. W zestawieniu z Notecią, Nogat przypomina szeroką autostradę przy polnej dróżce. Podobieństwo tych dróg wodnych polega głównie na podobnym ukształtowaniu nizinnych, bagnistych brzegów.



          Trochę więcej niż godzinę płynięcia wśród takich niskich, zarośniętych i nie zamieszkanych brzegów zajęła nam droga do kolejnej śluzy Szonowa. Przeszliśmy ją w dwóch śluzowaniach. Jej wymiary nie różnią się od wymiarów śluz na Kanale Bydgoskim. Szonowo jest jedyną śluzą na trasie między Białą Górą a Malborkiem. Po dalszej godzinie płynięcia z nurtem Nogatu, wyłonił się przed nami, wyrastający jakby prosto z wody zamek krzyżacki w Malborku. Widziałem wtedy ten zamek dopiero drugi raz w życiu, przedtem zwiedzałem go z wycieczką szkolną w podstawówce. Nigdy jednak nie oglądałem go z barki, chociaż widziany z kładki dla pieszych, łączącej w tym miejscu brzegi Nogatu, również robi duże wrażenie. Po okrążeniu zamku, który znajdował się  po naszej prawej stronie i przepłynięciu pod kładką, skręciliśmy w prawo i wpłynęliśmy do portu. Przycumowaliśmy przy betonowym nabrzeżu, na którym stał dźwig samobieżny na gąsienicach.



2 komentarze:

Unknown pisze...

Ciekawy fragment,Czy książkę masz jeszcze w sprzedażny.Renata

barkarz pisze...

Tylko przez wydawnictwo.