sobota, 11 listopada 2023

Niespodziewany przydział

 

Czasami marzenia spełniają się nieoczekiwanie i to spełnienie dopada nas w takim momencie, w którym na nie akurat nie czekamy. Mnie też dopadło dość niespodziewanie w 1988 roku, gdy pływanie w Polsce zaczęło mi się dobrze układać, podobnie jak życie rodzinne. Szkoda mi było porzucać współpracowników, którzy podczas dwóch latach stali się dobrymi kolegami, na których mogłem polegać. Bałem się, że trafię na gorszych współzałogantów i nieprzyjazne środowisko.

 

 


 

Któregoś dnia, po przypłynięciu naszego „Koziorożca” z Wisły do portu w Bydgoszczy, po całym dniu pracy, otrzymałem wiadomość, że przydzielono mnie na barkę motorową, która znajdowała się w Szczecinie, i czekała tylko na mnie, by popłynąć za granicę. Był to upragniony kiedyś przydział, otwarte drzwi na Zachód, przez ostatni rok jednak do niego nie tęskniłem. Będąc na „Koziorożcu” nie wykonywałem żadnych zabiegów zmierzających do zmiany jednostki, było mi na tym statku dobrze, zaprzyjaźniłem się z załogą i żyliśmy jak rodzina. Opuszczałem statek z mieszanymi uczuciami, koledzy przedstawiali mi nowy przydział jako wielką szansę – i namawiali do wyjazdu. Mówili, że nie mam wyboru, bo po odrzuceniu takiego przydziału, mógłby się on już nie powtórzyć.

Wahałem się również z powodów rodzinnych, byłem akurat świeżo po ślubie i właśnie w tym roku urodził mi się syn. Zdawałem sobie sprawę, że pływając za granicę nie będę mógł być w domu w każdą niedzielę. W głębi duszy zdawałem sobie sprawę, że były to również powody mojego nowego przydziału, bo w tamtych czasach niechętnie wysyłano za granicę kawalerów, którzy często zostawali tam na stałe. Żonaci zazwyczaj wracali. Ostatecznie po serdecznych pożegnaniach opuściłem „Koziorożca”, rodzinę oraz Bydgoszcz i wyruszyłem do Szczecina, w którym nigdy przedtem nie byłem. Przed wyjazdem wydano mi w Żegludze zieloną książeczkę żeglarską, która była czymś w rodzaju paszportu służbowego. Trzymając w ręce ten dokument poczułem w sobie znowu dawnego ducha przygody. Uświadomiłem sobie, że oto właśnie nadeszła ta chwila, o której myślałem z utęsknieniem od czasu, kiedy kilka lat wcześniej wybrałem szkołę żeglugi śródlądowej spośród innych. Droga na zagraniczne rzeki i kanały została właśnie przede mną otwarta. Dodatkowego wzruszenia i ekscytacji dodawał fakt, że wtedy nikt nie mógł zabierać paszportu do domu, a ci, którzy podróżowali za granicę, musieli go po powrocie do kraju natychmiast zdać. Tymczasem ja z moim dokumentem, upoważniającym mnie do przekroczenia granicy Polski Ludowej, jechałem w kierunku Szczecina.

 

Fragment mojej książki: https://ksiegarnia.bibliotekarium.pl/pozostale/507-barkami-po-polsce-i-europie-wspomnienia-bydgoskiego-barkarza.html


Brak komentarzy: